Współczesny obraz wigilijnej wieczerzy jest kontynuacją tradycyjnych wieczerzy domowych, organizowanych w okresie przesilenia zimowego przez naszych pradziadów। Jak wyglądała dawna Wigilia, ile jej akcentów przetrwało do dziś?
Dawna wieczerza wigilijna była nie tylko spotkaniem towarzyskim, ale również okazją do wróżb i składania hołdu zmarłym. Jej jadłospis opierał się na potrawach sporządzanych z owoców lasu, pola, ogrodu i wody. Na stole królowały ryby, potrawy ze zboża, mąki, kaszy, kapusty, grzybów, owoców, miodu i bakalii. Tradycją pozostałą do dziś w wielu domach, a pochodzącą od naszych praojców jest przyrządzanie wigilijnej kutii – potrawy z maku, mleka, miodu, orzechów i pełnych ziaren. Wraz z rozpoczęciem wieczerzy gospodarz podrzucał łyżkę kutii do powały i liczył ilość przylepionych tam ziaren. Na podstawie tej liczby wróżono o urodzaju w nadchodzącym roku.
W kącie izby stawiano snop zboża i w trakcje uczty wróżono z wyciągniętych kłosów na temat długości życia, zamążpójścia i pomyślności. Pod obrusem natomiast rozkładano siano, z którego również wróżono sobie, ale na temat zdrowia.
Starano się, aby na stole wigilijnym pojawiało się jak najwięcej potraw, ale liczba wymaganych potraw różniła się na przełomie wieków. Zawsze jednak istniały ścisłe wymogi np., że nie powinno być ich mniej niż 9. Niewielu z nas dziś zdaje sobie sprawę z prawdziwego rodowodu potraw wigilijnych, łącząc je w swoim przekonaniu z postem, który obowiązywał wierzących. Gdy tymczasem niepodawanie mięsa na Wigilii ma dłuższą historię. Wiązało się z prastarymi wierzeniami, że człowiek i zwierzę należą do tej samej rodziny.
Podczas wieczerzy wigilijnej w sposób szczególny pamiętano właśnie o zwierzętach. Częstowano je wszystkimi wigilijnymi potrawami, przemawiając do nich jak do ludzi. Wierzono również, że w noc wigilijną zwierzęta przemawiają ludzkim głosem.
Ku czci osób zmarłych pozostawiano wolne nakrycie na stole wigilijnym. Wierzono bowiem, że bliscy zmarli w ten dzień schodzą na ziemię i uczestniczą we wspólnej wieczerzy. Dlatego też gdy ktoś chciał zająć puste miejsce przy stole, najpierw musiał dmuchać, by nie zgnieść przypadkiem biesiadującego ducha. W niektórych domach ustawiano nawet podwójne stoły – jeden dla żywych, a drugi dla zmarłych.
Niezwykle ważna dla naszych przodków była liczba gości przy wigilijnym stole. Niedozwolona była nieparzysta liczba gości, a już najbardziej liczba 13. Przynosiły one pecha rodzinie. Aby nie dopuścić do biesiadowania w nieparzystym gronie zapraszano nawet przypadkowego przechodnia lub żebraka, co było lepsze niż zła wróżba.
Na pradawnej wieczerzy wigilijnej nie było choinki, bowiem weszła ona do naszej polskiej tradycji dopiero w XIX wieku. Wcześniej tradycją było tzw. rozdzielanie zielonych różdżek , którymi dotykało się współbiesiadników i składało życzenia. Ta zielona gałązka zwana była podłażniczką albo sadem.
Analogicznie jednak do współczesnej wieczerzy wigilijnej, ucztom naszych pradziadów towarzyszyły śpiewy całej rodziny. Śpiewano jednak piosenki dość swawolne i nie mające związku z kultem religijnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz